Jakiś czas temu ukazała się interesująca książka pt. „Życie codzienne żołnierza piechoty c.k. armii” autorstwa Artura Pałasiewicza, który prowadzi znakomity fanpage
Życie codzienne żołnierza piechoty Austro-Węgier. Publikacja ta szczególnie mnie zainteresowała z dwóch powodów. Po pierwsze – jak sugeruje tytuł – opisuje codzienne życie żołnierzy piechoty armii austro-węgierskiej. To właśnie w niepołomickich koszarach stacjonował m.in. Galicyjski Pułk Piechoty Nr 13 (Galizisches Infanterieregiment Nr. 13). Po drugie, książka została wzbogacona o unikalną kolekcję pocztówek przedstawiających życie wojskowych.
Lektura tej publikacji dostarczyła mi wielu ciekawych informacji i anegdot, które z dużym prawdopodobieństwem odnoszą się również do żołnierzy, którzy przebywali w koszarach w Niepołomicach. Stanowią one znakomite uzupełnienie relacji zawartych w książce Stanisława Mirka „Moje Niepołomice”, opisującej obecność austriackiego wojska w naszym mieście oraz stosunek lokalnej społeczności do stacjonujących tu oddziałów.
Poniżej zamieszczam fragment książki „Moje Niepołomice” , pod którym znajdują się wybrane 10 ciekawostek, które wyniosłem z lektury książki Artura Pałasiewicza:
„W armii austriackiej były dwa rodzaje piechoty: infanteria, do której wybierano ludzi rosłych i bardziej rozgarniętych, i landwera, do której wcielano pozostałych. Infanteria miała lepsze umundurowanie, wyżywienie i nowocześniejszą broń. Każdy pułk miał swoją barwę. Mundur był ozdobiony stojącym kołnierzem i naramiennikami.Landwera nosiła dawny typ munduru: czarne długie spodnie, brązowy kabat z zielonymi wyłogami i kapelusz podobny do melonika z pióropuszem czarnych, lśniących piór kogucich. Uzbrojenie stanowiły krótkie szable w skórzanej pochwie oraz karabiny Mannlichera najstarszej generacji, bardzo długie i niewygodne w obsłudze. Z tego powodu bardzo często przekręcano nazwę “landwera” na “langwera”, co oznaczało długą broń.Powszechnie znano sposoby, którymi zupacy wymuszali posłuszeństwo, kary graniczące z torturami, chłosty na gołe ciało wykonywane “po cysarsku” publicznie, przed frontem kompani. Na porządku dziennym było bicie po twarzy. Tylko całkowicie zniewolony człowiek mógł bezmyślnie poddawać się nakazom wojskowego regulaminu, w którym roiło się od nonsensów.Około 75% żołnierzy pochodziło ze wsi. Rekrut przynosił do wojska mały, zwykle pomalowany na zielono kuferek z rzeczami osobistymi. Dlatego rekruta przezywano “zielone ucho”. Na ogół rekruci nie byli rozgarnięci, a do tego wszystkie komendy podawano po niemiecku. Ojciec opowiadał, że niektórych żołnierzy trudno było nauczyć najprostszych poleceń, na przykład która jest lewa, a która prawa strona. Delikwentom przywiązywano więc do lewej ręki wiecheć słomy, a do prawej siano i komenda w marszu, zamiast “lewa-prawa”, brzmiała “słoma-siano”.Cywile wyśmiewali się z tych żołnierzy. Była taka piosenka:
Landwera, landwera,
Wojsko bardzo głupie,
Nosi to na głowie,
Co kogut na dupie.
Niepołomice posiadały garnizon wojskowy składający się z dwu kompanii landwery i szwadronu ułanów. Dla landwery wybudowano koszary na Wieżowcu w pobliżu Kopca Grunwaldzkiego. Za Niepołomicami, w kierunku na Staniątki, znajdowała się wojskowa strzelnica.
Ułani kwaterowali w zamku i w pobliżu mieli stajnie. Niezależnie od tego, kilkunastu ułanów kwaterowało przy ujeżdżalni, która znajdowała się niedaleko szkoły.”
Poniższe ciekawostki rozjaśniają, rozwijają i obrazują zacytowany fragment książki „Moje Niepołomice” Stanisława Mirka, dając pełniejszy obraz życia rekruta w Niepołomicach będących częścią Galicji oraz jego służby w armii austro-węgierskiej, na tle realiów całej monarchii.
Ciekawostka 1: Zielone ucho – czyli skąd ta ksywka?
Z książki „Życie codzienne żołnierza piechoty c.k. armii” Artura Pałasiewicza dowiadujemy się, że określenie „zielone ucho” w odniesieniu do rekrutów miało bardzo dosłowne źródło. Poborowi nieśli do wojska kuferki z rzeczami osobistymi, które często były świeżo malowane na zielono. Nosząc je na ramieniu, farba z kuferka brudziła im uszy – stąd przydomek „zielone ucho”. Z czasem zaczęto tak nazywać wszystkich młodych, niedoświadczonych rekrutów.
Ciekawostka 2: Przysięga – moment przejścia z cywila w żołnierza
Choć rekruci trafiali do koszar i otrzymywali mundury oraz wyżywienie, dopiero po złożeniu przysięgi stawali się pełnoprawnymi żołnierzami. Był to niezwykle ważny moment, podkreślany również w ikonografii i pocztówkach z epoki, które często ukazywały tę scenę. To właśnie przysięga stanowiła formalne i symboliczne przejście do życia wojskowego.
Ciekawostka 3: Dlaczego galicyjskie koszary nazywano „Skandalizen”?
Wśród oficerów niemieckojęzycznych stacjonujących w Galicji przyjęło się nazywać tamtejsze koszary żartobliwie „Skandalizen” – co było połączeniem słowa „Galizien” (Galicja) i „Skandal” (skandal). Nazwa ta wynikała z bardzo niskiej opinii o warunkach życia i poziomie organizacji w galicyjskich garnizonach. Służba w Galicji była postrzegana jako odbywająca się gdzieś na końcu świata, w miejscu pełnym chaosu i nieładu.
Ciekawostka 4: Żołnierskie szkolenie – pot, musztra i bagnety
Po otrzymaniu munduru i zakwaterowaniu rekruci natychmiast rozpoczynali intensywne szkolenie, które obejmowało wszystkie aspekty wojskowego życia. Zgodnie z ośmiotygodniowym programem kapitana Emanuela Gradla, każda godzina dnia miała być wypełniona ćwiczeniami – od musztry, przez naukę oddawania honorów, po zajęcia strzeleckie i fechtunek na bagnety (Bajonettfechten). Żołnierze ćwiczyli również czyszczenie broni, poranną zaprawę fizyczną (Gelenksübungen), a także sposoby reagowania na różne sytuacje taktyczne. Ćwiczenia strzeleckie odbywały się zapewne na wojskowej strzelnicy w Niepołomicach, wspomnianej przez Stanisława Mirka, i mogły wyglądać tak, jak przestawia je pocztówka z epoki.
Ciekawostka 5: Manewry cesarskie i niepołomicki festyn z okopami
Zwieńczeniem szkolenia były wielkie manewry wojskowe – wydarzenia o ogromnym znaczeniu propagandowym, społecznym i politycznym. Często brał w nich udział sam cesarz Franciszek Józef, obserwując oddziały podczas pokazowych operacji wojennych. Tak było m.in. w Galicji, gdzie w 1889 roku cesarz osobiście nagrodził ułanów z 13. Pułku, a także w czasie wielkich manewrów w 1900 i 1902 roku. Choć Niepołomice nie były miejscem cesarskich przeglądów, w 1916 roku zorganizowano tam spektakularne wydarzenie pod nazwą „festyn rowów strzeleckich”. Zgromadziło ono licznych mieszkańców Krakowa i okolic, którzy mogli obserwować symulowaną walkę. Była to lokalna wersja manewrów – z udziałem wojska, sanitariuszy, kuchni polowej i licznych stoisk – odzwierciedlająca skalę i charakter prawdziwych cesarskich ćwiczeń.
Ciekawostka 6: Żołnierski żołądek
Wyżywienie rekrutów w armii austro-węgierskiej było skromne i monotonne. Codzienny jadłospis obejmował głównie zupę zwaną Eintopf, czyli jednogarnkowe danie zawierające ziemniaki, kapustę, kaszę oraz niewielkie ilości mięsa. Wspomnienia żołnierzy z tego okresu często podkreślają, że posiłki były mało urozmaicone i nie zawsze sycące.
W Galicji krążyło powiedzenie:
„Chłop je rosół wtedy, jak jest chory albo jak kura jest chora”.
Zaopatrywaniem koszar w towary luksusowe zajmowali się często miejscowi Żydzi, którzy dostarczali produkty spożywcze i inne niezbędne artykuły.
Ciekawostka 7: Żołd żołnierza w Galicji – 16 halerzy dziennie
Żołnierz pełniący służbę w armii austro-węgierskiej w Galicji otrzymywał dzienny żołd w wysokości 16 halerzy, co dawało niecałe 60 koron rocznie (1 korona = 100 halerzy). Była to kwota skromna, ledwie symboliczna, szczególnie w zestawieniu z ówczesnymi zarobkami i kosztami życia.
Dla porównania, roczne zarobki innych zawodów w Galicji wynosiły:
• pisarz w gminie – około 600 koron,
• policjant – 670 koron,
• kominiarz – 210 koron.
Przykładowe ceny produktów:
• buty – 8–10 koron,
• litr nafty – 32 halerze,
• litr wódki – 2 korony.
Częstym powiedzeniem, uwiecznionym nawet na pocztówkach, było:
Przed wypłatą kieszeń pusta,
Nie ma też co włożyć w usta,
Po wypłacie miło będzie,
Gdy przy piwie się zasiądzie.
Ciekawostka 8: Kim był „zupak”?
W żargonie wojskowym mianem „zupaka” określano niezbyt lubianego podoficera zawodowego – osobę, która często słynęła z nadgorliwości, surowości i szorstkiego traktowania rekrutów. Termin miał wydźwięk pogardliwy i był powszechnie używany wśród szeregowych żołnierzy. Dla wielu młodych rekrutów „zupak” był uosobieniem wojskowej opresji, a samo słowo nieodłącznie kojarzyło się z dyscypliną, karami i brakiem litości.
Ciekawostka 9: Świętowanie połowy służby – żartobliwy „pogrzeb”
W armii austro-węgierskiej ukończenie połowy obowiązkowej służby wojskowej było dla żołnierzy ważnym i długo wyczekiwanym momentem. Wówczas symbolicznie żegnano pierwszą część służby, a sam fakt „dotrwania do połowy” był powodem do świętowania – i to w sposób wyjątkowo oryginalny.
Obchody miały formę żartobliwego „pogrzebu połowy służby”. W kantynach urządzano specjalne uczty – najczęściej przy śledziach i piwie, czyli „bei Russen und Abzugbier”. Całość miała nieco groteskowy, ale radosny charakter. Żołnierze parodiowali ceremonie pogrzebowe, tworząc atmosferę ulgi i śmiechu.
Po wkroczeniu w drugą połowę służby żołnierze z niecierpliwością czekali na kolejny ważny moment: rozpoczęcie odliczania ostatnich 100 dni do wyjścia do cywila – tzw. Letzter Hunderter.
Ciekawostka 10: Żołnierze na meczu – kibice w mundurach
Choć życie w koszarach często kojarzy się z monotonią i musztrą, żołnierze monarchii austro-węgierskiej znajdowali różne sposoby na oderwanie się od codziennej rutyny. Jednym z takich urozmaiceń było kibicowanie na meczach piłkarskich, co dokumentują m.in. okolicznościowe pocztówki z początku XX wieku.
Na jednej z nich widać scenę z meczu najstarszego klubu piłkarskiego w Polsce – Cracovii. Obok bufetu, w tłumie kibiców, rozpoznano żołnierza 16. Pułku Landwery z Krakowa (k.k. 16. Landwehrinfanterieregiment „Krakau”).
Choć żołnierze stacjonujący w koszarach w Niepołomicach nie mogli jeszcze kibicować Puszczy Niepołomice, to nie jest wykluczone, że podczas przepustek udawali się do Krakowa, by wspólnie z kolegami z 16. Pułku Landwery kibicować Cracovii.